Koszykarz, a następnie architekt, czyli zaprojektowane życie Dariusza Parzeńskiego
Dzięki tekstom na OFENS! można
było już wypoczywać w domkach letniskowych należących do Łukasza
Seweryna oraz zarobić trochę pieniędzy dzięki małemu wykładowi z
ekonomii autorstwa Szymona Szewczyka. Jak już są pieniądze, można myśleć
o budowie domu, ale wpierw musi ktoś go zaprojektować. Trzymając się
koszykarskiej linii, najlepiej z tym udać się do Dariusza Parzeńskiego,
przez lata solidnego ligowego rzemieślnika w czołowych polskich klubach.
Porozmawialiśmy z nim jednak nie o zakładzie rzemieślniczym, a o
pracowni architektonicznej od ośmiu lat firmowanej jego własnym
nazwiskiem.
Kiedyś natknąłem się na jeden z
artykułów w Przeglądzie Sportowym o różnych perypetiach jakie mieli z
nauką polscy sportowcy. Czytałem więc o opóźnionej o jakieś dwadzieścia
lat maturze boksera Dariusza Michalczewskiego, piłkarzu Mariuszu
Piekarskim, który z rozbrajającą szczerością przyznawał się, że w całym
życiu przeczytał jedną książkę. Koszykarze zawsze w tym gronie uchodzili
za grupę inteligencką, takich co nie tylko umieją rzucać, biegać, ale
przede wszystkim mądrze myśleć. Klasycznym przykładem takiego typu
człowieka jest bohater tego tekstu. Były wieloletni zawodnik między
innymi Stali Ostrów, Śląska Wrocław czy Mazowszanki Pruszków w czasie
pobytu w stolicy Dolnego Śląska nie tylko zdobywał tytuły mistrza
Polski, ale także dyplom ukończenia studiów inżynierskich na
Politechnice Wrocławskiej.
Studia ciężkie i mocno odbiegające od
standardowych zainteresowań zawodowych sportowców. Widok czynnych
zawodników studiujących na AWF nikogo nie dziwi, ale architektura?
Mozolne kreślenie, wielogodzinne nasiadówki przy rysunku technicznym,
tworzenie projektów po dających wystarczająco w kość treningach –
zdecydowanie nie należy to do ulubionych form spędzania wolnego czasu
przez graczy zawodowo uprawiających jakąkolwiek dyscyplinę.
Architektura w moim życiu była w zasadzie od samego początku. Mój ojciec jest z zawodu inżynierem budownictwa, miał własne biuro, więc mogłem od najmłodszych lat podpatrywać specyfikę takiej pracy, bo przecież budownictwo i architektura są uzupełniającymi się kierunkami. Ojciec wpajał mi, że wykształcenie i dobry zawód jest podstawą dobrego funkcjonowania w dorosłym życiu, dlatego byłem przekonany, że zawód architekta zabezpieczy mi przyszłość i pozwoli mi się dalej realizować po zakończonej karierze sportowej. Trzeba pamiętać, że gdy zaczynałem grać, w koszykówce pieniądze były małe i nie traktowało się jej tak jak teraz. Obecnie chcąc osiągnąć sukces trzeba postawić wszystko na jedną kartę. Poza tym byłem mocny z przedmiotów ścisłych, moim szkolnym konikiem była matematyka, więc tym bardziej wybór uczelni i kierunku technicznego był oczywisty. Moje życie potoczyło się może nawet nieco nieoczekiwanie, bo zostałem bardzo długo przy sporcie, ale ukończyłem studia i cały czas starałem się być blisko zawodu architekta – opowiada Dariusz Parzeński.
W swoich początkowych latach kariery
zawodnik starał się również wzorować na Vlade Divacu. Wybitny serbski
center po zakończeniu kariery pozostał przy sporcie, stał się ważną
figurą w swojej ojczyźnie, gdy został prezesem Serbskiego Komitetu
Olimpijskiego, a ostatnio otrzymał intratną posadę w Sacramento Kings.
Dariusz Parzeński po zakończeniu kariery w 2009 roku nie został przy
dyscyplinie uprawianej przez ponad dwadzieścia lat, wręcz wypada
napisać, że nawet wypadł z karuzeli nazwisk stale pojawiających się w
mediach.
Nie otrzymałem propozycji, by zostać w jakiejś formie dalej przy koszykówce, nie interesowała mnie też nigdy trenerka. Nie miałem na pewno aż takiego dylematu, co robić dalej? Posiadanie konkretnego wykształcenia dawało mi nowe możliwości. Architektura dała mi to, co jest rzadkie u trenerów lub zawodników, czyli swobodne mieszkanie w jednym miejscu. Będąc trenerem musiałbym liczyć się z ciągłymi przeprowadzkami po różnych miastach, zmianami miejsca pracy, niepewnością kolejnego sezonu, natomiast teraz w moim fachu ten problem zupełnie odpada, co nie oznacza, że praca jest łatwa i niewymagająca wielu poświęceń, podróżowania i mnóstwa czasu spędzanego nad każdym kolejnym projektem.
Nie da się ukryć, że bycie architektem
to zawód to nie tylko dobry ze względu na życiową stabilizację i
mieszkanie w jednym miejscu, ale także na zarobki, co od wielu lat kusi
młodych ludzi. Cały czas architektura na wielu politechnikach to jeden z
bardziej prestiżowych kierunków i jednocześnie też najtrudniejszych, a
studia to tylko początek drogi.
Spędzam dużo czasu w firmie, często jest to wiele godzin przesiedzianych przed komputerem. Dostaję różne zlecenia, a ilość wkładu pracy zależy od charakteru projektowanego obiektu, jak ma wyglądać opracowanie i jego zakres. Są obiekty, które można wykonać w miesiąc, a bywa i tak, gdy sytuacja jest bardziej skomplikowana, kiedy wykonanie projektu trwa pół roku. Na sukces całego procesu twórczego i projektowania składa się dobrze zrealizowana inwestycja, z której zadowolony jest nie tylko projektant, ale przede wszystkim inwestor. Projektowanie to wiele godzin rozmów, omawiania koncepcji, funkcji, rozwiązań przestrzennych i wszystkich najmniejszych szczegółów projektu, nanoszenia zmian, tak by osiągnąć jak najlepszy efekt końcowy. Mając własną firmę żyję ze zleceń. Na rynku jest duża konkurencja, więc ważne, aby klienci byli zadowoleni z mojej pracy i jej efektów, bo będzie się to przekładać na kolejne zlecenia.
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że dziś w
czasach występów zawodników z pokolenia Jakuba Parzeńskiego, nauka na
tak trudnym kierunku przy jednoczesnym uprawianiu koszykówki na
zawodowym poziomie – jak niegdyś w przypadku jego ojca – praktycznie
minęła bezpowrotnie.
Wszystko stało się teraz bardzo profesjonalne, młodzi koszykarze, sportowcy są dużo bardziej świadomi tego, że dzięki ciężkiej pracy i sprzyjających okolicznościach są w stanie dużo osiągnąć, mogą grać w dobrych klubach na najwyższym poziomie rozgrywkowym, dobrze zarabiać. Nie wydaje mi się, aby dziś było możliwe połączenie studiowania architektury z grą na poziomie czołowych klubów w Polsce. W czasach, gdy rozpoczynałem profesjonalną karierę sportową, też wiele osób było zaskoczonych taką moją ścieżką rozwoju, bo nie był to wśród nas typowy wybór studenckiej drogi. Wiadomo, najczęściej koledzy wybierali coś pokrewnego jak wychowanie fizyczne, ale nie kierunki ścisłe. Studiowaniu sprzyjała również ówczesna polityka klubów, które stawiały na wieloletnie szkolenie i podpisywane umowy z zawodnikami w oparciu o stabilne podstawy finansowe. Architektura była wyzwaniem, ale dziś jestem ze swoich wyborów życiowych zadowolony, w końcu mogłem się realizować jako sportowiec i teraz jako architekt.
Faktycznie, jeszcze w prasie w ostatnich
latach ubiegłego stulecia można było wyczytać, że Dariusz Parzeński
potrafił być efektywny do bólu nie tylko na boisku. Zanim przekroczył
trzydziestkę, zdążył zaprojektować domy jedno oraz wielorodzinne, z jego
pomocy korzystali również koledzy z boiska. W swoim architektonicznym
CV już wtedy Parzeński mógł dopisać mieszkania Piotra Pawlaka i Piotra
Czaski, a także budowlę służącą większej społeczności, mianowicie mały
kościół w miejscowości w okolicach Ostrowa Wielkopolskiego, który
również jest projektem autorstwa dziewięciokrotnego medalisty mistrzostw
Polski.
Przez lata oczywiście doszło wiele
innych prac, w których nie brakuje koszykarskich smaczków. Dziś z
miejsc, które powstały na bazie projektów ostrowianina, korzystają
Wojciech Szawarski, Tomasz Sidor czy Robert Witka. Z kolei, gdy po
latach bogatej kariery Dariusz Parzeński decydował się na powolny zjazd
do stacji końcowej, postanowił występować jeszcze w zespole Open Basket
Pleszew. Mógł w tym momencie w pełni rozwinąć skrzydła w swoim
pozasportowym życiu i przy okazji połączyć swoje dwie największe życiowe
pasje.
Będąc już zawodnikiem na przysłowiowej sportowej emeryturze zdawałem sobie doskonale sprawę, że trzeba będzie powoli podejmować konkretne życiowe decyzje, w jakiś sposób zaplanować przyszłość. Pobyt w Pleszewie pozwolił mi jednocześnie w spokojny sposób żegnać się z uprawianiem koszykówki, ale i rozwijać się jako architekt. W 2010 roku miałem możliwość przygotowania projektu przebudowy hali w Pleszewie, więc po zakończeniu tego przesympatycznego epizodu sportowego coś po mnie pozostało.
Właśnie, nowe hale. Trochę ich w Tauron
Basket Lidze ostatnio się pojawiło. Czy takie obiekty, na które z
różnych względów spadło już trochę krytyki, jak choćby w Toruniu,
Szczecinie i Zgorzelcu, mogłyby być pomysłem architekta Parzeńskiego?
Przy budowie hali trzeba pamiętać o kilku ważnych kwestiach, czyli komu mają służyć , jakie dyscypliny sportu będą realizowane, które z nich będą najważniejsze. Najczęściej pieniądze na takie obiekty pochodzą z miejskiej kasy, dotacji i innych funduszy, dlatego zlecenie najczęściej ma charakter hali wielofunkcyjnej, tak, aby obiekt mógł zarabiać na siebie w różny sposób. Z doświadczenia wiem, że w tego typu obiektach nie da sie zadowolić wszystkich, dlatego mamy czasami sytuację trybun oddzielonych od płyty boiska bieżnią lekkoatletyczną co nie sprzyja atmosferze widowiska uwzględniając obecne zainteresowanie koszykówką. Pamiętam jak pierwszy raz byłem w Stanach Zjednoczonych, tamtejsze hale zrobiły na mnie spore wrażenie. Duże, typowo koszykarskie z czterostronnymi trybunami „opartymi” o parkiet boiska. Taki charakter hali buduje atmosferę meczu, przestrzennie wygląda to bardziej estetycznie niż gdy jednej z trybun brakuje, a zamiast niej jest ściana. Wszystko jednak zależy od tego jakie oczekiwania ma zleceniodawca, jak chce wykorzystywać obiekt i jakie środki są przeznaczone na inwestycję.
Ironią losu pozostaje fakt, iż Stal
Ostrów – macierzysty klub popularnego „Parzyka” – ma obecnie ogromny
problem z halą i właśnie ta kwestia stoi na przeszkodzie, aby po ładnych
paru latach najwyższa klasa rozgrywkowa zawitała do Ostrowa. Wszystko
to dzieje się, gdy Stal i miasto ma pod nosem klubową ikonę i zarazem
architekta już z całkiem sporym doświadczeniem.
Zdarza się, że również i dziś o tych
koszykarskich sukcesach sprzed kilkunastu lat pamiętają zleceniodawcy
oraz inwestorzy z różnych regionów Polski. Zresztą na oficjalnej stronie
parzenski.pl oprócz informacji dotyczących projektów nie brakuje także
wzmianki o sportowej przeszłości Dariusza Parzeńskiego, która nadal
przywołuje skojarzenia z najlepszymi czasami klubowej koszykówki w
naszym kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz